czwartek, 27 lutego 2014

Mama wraca do szkoły


Ostatni weekend dość zakręcony.
Piątek- kardiolog i same dobre wieści- dziureczka w serduszku Marysi pięknie się zamyka.
Sobota- 60 lecie moich dziadków a pradziadków dziewczynek.
Niedziela- urodziny mojej siostry
A po weekendzie wypad na poniedziałkowe zakupy :)
Efekty zakupów widać  powyżej :)

W ostatni weekend powinnam też wrócić do szkoły, ale lenistwo wygrało w tej walce ;)

Tak chodzę do szkoły.
W sieci czy gazetach można spotkać wiele artykułów na temat "Mama wraca do pracy".
A co z mamą wracającą do szkoły?
Ten temat już mniej dostępny.

Łamię współczesne schematy bo mam 23 lata, a moja ciąża nie była wpadką jak zapewne myśli większość obcych mi ludzi których spotykam na co dzień. Tak samo z pewnością myślą moi znajomi, którzy uważają że wiek 23 lata to stanowczo za szybko na dziecko. Bo najpierw trzeba skończyć szkołę, ustawić się w życiu a potem można myśleć o dziecku, nie myśląc o konsekwencjach, np. trudnościach zajścia w ta upragnioną ciąże.
Ok zgodzę się że człowiek mając 23 lata nie zawsze jest samodzielny, mieszka z rodzicami, studiuje i nie jest gotowy na dziecko, ale nie w każdym przypadku jest tak samo.
Nie mierzmy wszystkich tą samą miarą.
Oczywiście szanuję każdego wolę ale przeglądając czasopisma dla kobiet w ciąży czy popularnych czasopismach o dzieciach nie spotkałam się z ani jednym zdjęciem kobiety w wieku 25 lat w ciąży czy z dzieckiem (chyba że nie zauważyłam).
Dlaczego?
Bo nasze społeczeństwo wręcz krzyczy że w wieku 23 czy 25 lat raczej na dziecko pozwolić sobie nie wypada, że to za wcześnie.

I znów łamie schemat.
Z tatą dziewczynek nie mam ślubu. Według mnie ślub nie jest potrzebny do tego aby założyć rodzinę, nie jest magiczną linią po której przejściu można mieć dzieci.
Spotykam wiele ludzi, którzy na pytanie czy chcą mieć dzieci odpowiadają "Tak, ale dopiero po ślubie". A dlaczego nie przed skoro i tak wiemy że właśnie z tą osobą chcemy spędzić resztę życia.
Dlaczego mamy popadać w schematy?

Nawet nasze dzieci nie postępują według schematu i wyszły na świat 5 tyg za wcześnie ;)

Tak więc na nic szukanie tematu " Mama wraca do szkoły" we współczesnych miesięcznikach.
Ja wracam po rocznej przerwie na studia i aż nie mogę się doczekać aż je skończę ;)
I nie mogę się doczekać jak wszystkim opowie jakie mam cudowne córeczki i jakie wspaniałe jest macierzyństwo w wieku 23 lat :)

wtorek, 18 lutego 2014

Jeden rok- a zmieniło się tak wiele

Rok.

Minął dokładnie rok od momentu gdy na ekranie USG ujrzałam dwa małe bijące serduszka. Był to dla mnie jednocześnie najwspanialszy jak i  pełen obaw widok. Czy damy sobie radę z dwójką maluchów? Jak to teraz będzie? Jako mama jednego aniołka byłam pełna obaw czy się uda. Stres towarzyszył mi do ostatniego dnia ciąży. Aż do 3go września do godziny 10:48 gdy urodziła się moja druga córeczka Marysia i wiedziałam że wszystko wporządku. 

Jak zmieniło się moje życie w przeciągu tego ostatniego roku?
Może wrócę do momentu gdy pełna obaw siedziałam przed gabinetem lekarskim czekając na USG i słowa  „gratuluję, tu jest dzidziuś, tu bijące serduszko”. Gdy zamiast jednego serduszka ujrzałam dwa rozpłakałam się . Ze szczęścia i ze strachu bo nie wiedziałam co teraz będzie. Jak zareagowała rodzina? Wszyscy się cieszyli ale też byli zaskoczeni że to będą bliźniaki.

Po dwóch tygodniach po raz pierwszy trafiłam do szpitala w miejscowości w której mieszkam na oddział ginekologiczny z obawą że coś może się stać moim dwóm serduszkom. Po 3 dniach zostałam wypisana do domu. Miałam brać leki na podtrzymanie, leżeć  a na wypisie było napisane „poronienie zagrażające”. Do tego lekarz który mnie przyjmował jak się później okazało źle zmierzył moje maleństwa i żyłam w stresie że nie urosły odpowiednio, że coś się dzieje.

Długo nie zagrzałam miejsca w domu. Po 3dniach kolejna wizyta na izbie przyjęć, ten sam lekarz przyjmujący rzuca hasłem „co wypisała się Pani na własne życzenie?” Odpowiadam że nie, że wypisał mnie ordynator. Tego samego dnia wieczorem miałam wizytę ordynatora który krzyczał na mnie że wróciłam tak szybko na oddział i nie dostaną za mnie pieniędzy z NFZ, że listy będą musieli pisać. To co miałam robić? Siedzieć w domu  czekać aż się coś stanie?  Po tygodniu zostałam wysłana do domu, z tymi samymi lekami, z zaleceniem że mam wrócić dopiero w razie krwotoku.

Długo na 3 wizytę w szpitalu nie musiałam czekać. Po kolejnych 3 dniach znowu zawitałam na tym samym oddziale. Nikt nie wiedział co się dzieje. Łożysko się nie odkleja, krwiaka nie ma. Skąd ten krwotok?  Nikt nawet nie szukał przyczyny. Słyszałam tylko że nikt nie wie od czego się tak dzieje, nawet głupiego badania krwi na morfologie mi nie zrobili. Przecież nie opłacało się bo nie dostawali za mnie pieniędzy. Poroni to poroni, dla nich kolejny przypadek jakich wiele.

Po wyjściu ze szpitala zdecydowałam się na zmianę lekarza prowadzącego. Mój poprzedni lekarz wyśmiał moje podejrzenia i powiedział że zamiast wymyślać mogę iść sobie do wróżki.
Dostałam namiary na Panią doktor w Poznaniu. Tylko i wyłącznie dzięki niej Antosia i Marysia są dziś z nami.
Żeby małe mogły być dziś z nami łykałam po 15 tabletek dziennie.  Więcej czasu spędzałam w łóżku niż na nogach. Ne było mi dane cieszyć się ciążą jak innym kobietom.  Większość pierwszego trymestru spędziłam w szpitalu, a połowę drugiego przesypiałam. Z jednej strony dobrze bo nie krążyłam myślami wkoło tego wszystkiego. Jak nie spałam wmuszałam w siebie jedzenia, brałam kolejną porcję leków i spałam dalej.

Pierwsze kopniaki- cudowne uczucie. Cieszyłam się z każdego kopniaka niezależnie od tego czy w nerkę, czy w żebro czy pęcherz. Jednak mimo tego że czułam ich obecność jeszcze bardziej pojawiały się wątpliwości. To za mało to za dużo ruchliwe.

I tak żyłam od wizyty lekarskiej do wizyty. 
W pewnym momencie padła decyzja- szpital. Zagrożenie porodem przedwczesnym.  Wgł USG małym brakowało do 2kg. Oby przeczekać do 2kg. Ciągle powtarzałam do brzuszka żeby jeszcze trochę posiedziały, poczekały aż będą gotowe. Ostatnie USG pokazało kilogram różnicy, położenie miednicowe i główkowe drugiego malucha.Moje wyniki nie były za ciekawe. Decyzja: jeśli będzie tak dalej robimy cesarskie cięcie bez czekania na akcję porodową.
Długo nie musiałam czekać, dzień później małe postanowiły same wyjść na świat. Zaczęły się skurcze, ku mojemu zdziwieniu bezbolesne. W 35tyg  zabrano mnie na porodówkę.

Usłyszałam płacz
O godzinie 10:47 na świat przyszła Antosia
2890g, 9pkt appgar

Usłyszałam „no dalej mała”  i nagle krzyk
O godzinie 10:48 na świecie była i Marysia
1760g, 9pkt appgar

Wielka ulga- małe oddychają same

Szybki buziak w główkę i mi je zabrano. Nie przytuliłam ich, popatrzyłam na nie tylko chwilę i pojechały na oddział neonatologiczny.
Sama odpoczywałam po porodzie. Po 6 godzinach przewieziono mnie na oddział położniczy a po 12 godzinach kazano wstać. Najdłuższe i najbardziej bolesne kroki jakie pamiętam.

Rano przywieziono mi Antosie, Marysia w inkubatorze na oddziale opieki ciągłej.  Jak ujrzałam Antosie nie mogłam uwierzyć że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej była w moim brzuszku a teraz jest tu, obok mnie. Mogę ją przytulić i wycałować.
Kiedy przyjechał tata dziewczynek mogłam iść do Marysi. Leżała malutka w inkubatorku i nie mogłam jej przytulić. Stałam i płakałam że dziewczynki musz być rozdzielone, że będę musiała zostawić jedno dziecko w szpitalu a drugie będze w domku z rodziną.

3 tygodnie zostawiałam Tosie w domu z babcią i jechałam do Marysi na kilka godzin. Wracałam do Tosi  a zostawiłam Marysie. Dla żadnej z nich nie byłam na 100%. Ciągle miałam wyrzuty do siebie że tak jest, że muszę zostawiać jedno dziecko bez naszej opieki. W tym czasie Marysia zwiedziła wszystkie oddziały na neonatologii, ale w końcu przyszedł dzień kiedy mogliśmy zabrać ją do domu.

23września byliśmy już całą czwórką razem. W końcu poczułam że już mi nic więcej nie brakuje, że jesteśmy w komplecie. Byłam napełniona miłością po brzegi.  I tak jest do dzisiaj.
Co dzień mogę patrzeć na uśmichy moich córek- na dzień dobry i na dobranoc. One dają mi dużo siły kiedy przychodzą gorsze dni.

Jak się zmieniło moje życie przez ten rok?
Nauczylam się walczyć i wierzyć w to że będzie dobrze. Walczyłam o każdy gram dziewczynek, każdy dzień żeby pomieszkały dłużej w moim brzuszku.
Nauczyłam się  cieszyć z każdego dnia, nawet jeśli wiszą chmury.
Nauczyłam się doceniać pracę moich rodziców.
Poznałam co to znaczy miłość matki do dziecka i że w jednej chwili bez wahania oddałabym życie za swoje dzieci.
Dzieci wywróciły mój świat do góry nogami- na lepsze. Nigdy nie było mi lepiej. Mam rodzinę i mam dla kogo żyć.

Czy coś bym zmieniła gdybym mogła się cofnąć w czasie?
 Zdecydowanie nie. Nie załuję żadnej podjętej decyzji i nie mam zamiaru nic zmieniaćJ

niedziela, 16 lutego 2014

Montessori

Czego dziecko nie jest w stanie samo zrobić, musimy mu to dokładnie pokazać. Nie możemy dawać zbytecznej pomocy, ale też nie zaniechamy tej koniecznej.
                                                                           Pädagogische Leitsätze. Aus Schriften und Vortragen
                                                     dr. Maria Montessori „Montessori-Werkbrief”

Pedagogika Montessori jest nauką którą chcę się kierować wychowując własne dzieci. Pracując przez jakiś czas w montessoriańskim przedszkolu nauczyłam się wiele ciekawych rzeczy odnośnie dzieci i tego że nie trzeba wbijać dzieciom wiedzy w ten sposób jaki robi się to w szkołach czy w zwykłych przedszkolach.

Program Ministerstwa Edukacji każe nam nauczycielom gonić z materiałem, nie zwracając uwagi że sposób w jaki uczymy ( mówię w tym przypadku o nauczaniu języka angielskiego ) nie jest trafnym sposobem. Uczniowie siedzą z nosami w książce i wałkują ćwiczenia jedno po drugim przez całe 45 min. Od czasu do czasu ktoś o coś się zapyta i uzyska odpowiedz. Jednak w prawdziwym życiu gdy spotkamy się z obcokrajowcem raczej nie usiądziemy z nim i nie będziemy rozwiązywać ćwiczeń lecz postawimy na komunikacje. I na to powinno nasze wspaniałe ministerstwo postawić jeśli chodzi o naukę języków obcych. Z materiałem jedzie się do przodu nie zwracając uwagi na to że ktoś potrzebuję więcej czasu n przyswojenie nowych informacji. 

Co te kilka powyższych zdań ma wspólnego z pedagogiką montessori? A to że ucząc dziecko powinno się zwrócić uwagę iż każdy człowiek ma swoje tempo przyswajania informacji Metoda montessori pozwala dziecku przyswajać informacje w takim tempie jakie narzuca sobie dziecko, nie nauczyciel. Nie narzuca nic dziecku tylko pozwala mu kierować samym sobą i odkrywać samego siebie.

Tego chce dla moich dzieci. Nie chcę ich zamykać w sztywnym programie narzuconym przez kogoś. Chce aby same odkrywały siebie, same uczyły się w swoim tempie i dokonywały wolnych wyborów jeśli chodzi o kształtowanie siebie.



środa, 12 lutego 2014

Dzień z życia bliźniaka

Aj ostatnio się dzieje. Kto ma dzieci ten wie ile taki maluch potrafi zająć czasu i pochłonąć energii- no to teraz pomnóżmy to razy dwa :) Ostatnio też kot przegryzł ładowarkę od komputera (już powoli bateria się kończy) i oszczędzam ile mogę ;)
Dziś zaczęliśmy dzień z uśmiechem na twarzy. Małe coraz dłużej spią, a co za tym idzie ja sama się wysypiam :) 
Potem było troszkę gorzej bo jadąc na zakupy wózek (znowu) nie chciał się złożyć. Na siłę się udało ;)
No to zaczynamy. Zwiedziłyśmy w trójkę 5 sklepów okupując się  obiadkami, pampersami i innymi rzeczami potrzebnymi do życia:) 

Taki babski wypad:) 
Oczywiście żeby nie było tak kolorowo Tosi przestało podobać się że leży w wózku no i koniec końców wylądowałyśmy u babci w pracy i tam małe zostały na trochę a ja dokończyła zakupy:)

W domku trochę wariacji i pyszny obiadek. Dziewczynki wzorowo jedzą wszystko to co mama im daje i nie wybrzydzają ! 

Coraz częściej zastanawiam się nad kupieniem ekspresu do mleczka i ostatnio już miałam kupić za namową tatusia Marysi i Antosi ale na razie się wstrzymałam z zakupem i nadal myślę czy aby faktycznie jest to konieczność.

Teraz małe grzecznie śpią a ja mam chwile wytchnienia :)

Pozdrawiamy:)                                          




sobota, 1 lutego 2014

Jak pomóc dzieciom dbać o porządek w swoim pokoju.

 Dzieci od urodzenia do wieku ok. 4,5 lat są bardzo wrażliwe na porządek. Gdy nasz 
dom jest dobrze zorganizowany i uporządkowany, dzieci czują się w nim dobrze. 
Ich świat jest przewidywalny. Wiedzą, gdzie mogą znaleźć ważne dla nich rzeczy. 
Uczą się je odkładać na to samo miejsce. 
Jak przygotować przewidywalne otoczenie? Jak sprawić, by dzieci dobrze się czuły 
w swoim pokoju i potrafiły utrzymać w nim porządek? 
Przede wszystkim zadbajmy o to, by ilość rzeczy w pokoju dziecka nie była zbyt 
duża. Starannie wybierajmy zabawki, książki i ubrania, które znajdą się w jego 
pokoju. Co jakiś czas warto zrobić przegląd i spakować te ubrania, które są już 
nieużywane – za małe, zniszczone bądź niepasujące do danej pory roku. To samo 
możemy robić z zabawkami – zmieniać co jakiś czas, zabierać te, które się już 
znudziły bądź są już nieadekwatne do wieku dziecka. 
Urządzając pokój dziecięcy starajmy się, aby nie tylko był ładny, ale również sprzyjał 
rozwojowi samodzielności naszego dziecka. Będzie tak, jeśli zadbamy o to, żeby 
dziecko miało łatwy dostęp do wszystkich swoich rzeczy – także ubrań. Niska szafka 
z półkami, z możliwością zawieszenia nisko wieszaków z ubrankami, koszyczki 
na skarpetki, bieliznę i inne poskładane części garderoby pozwolą dziecku 
na samodzielność. Dziecko biorąc z nas przykład nauczy się segregować ubrania, 
składać je a z czasem również używać wieszaków. 
Zabawki warto trzymać posegregowane w koszyczkach bądź pudełkach, na niskich 
półkach, tak by były łatwo dostępne dla dziecka. Zrezygnujmy z kosza na zabawki, 
taki kosz jest niepraktyczny. Po pierwsze trudno jest w nim odnaleźć to, czego akurat 
potrzebujemy, po drugie nie zachęca do starannego odkładania zabawek na miejsce 
i dbania o nie, służy wręcz do wrzucania zabawek do środka, co często sprawia, 
że zabawki się niszczą. 
Wprowadźmy zasadę, że po skończonej zabawie zabawki wracają na swoje miejsce. 
Zachęćmy do sprzątania własnym przykładem. Jeśli widzimy, że dziecko 
ma trudności ze sprzątaniem, pomóżmy mu w tym. Potem zastanówmy się, skąd  
 biorą się te trudności. Może sto klocków dla naszego dziecka to w tej chwili za dużo 
do posprzątania? Może warto zmniejszyć ilość klocków dostępnych do zabawy? 
Zasada, że lepiej mniej niż więcej zabawek nie tylko ułatwia dzieciom utrzymanie 
porządku, ale również wpływa na jakość zabawy. Dziecko nie jest przytłoczone 
możliwościami wyboru i może dłużej zająć się jedną zabawą, co sprzyja rozwojowi 
koncentracji.