czwartek, 18 grudnia 2014

Wielofunkcyjna matka

Zaczyna się pięknie. Dwie kreski na teście ciążowym, widok malutkiego serduszka na ekranie i jego dźwięk. Potem już trochę gorzej- rzyga się jak kot przez cały pierwszy trymestr i dłużej. Bóle i zawroty głowy.  Człowiek chodzi struty i zaspany, a o mocnej kawie zapomnij! Wszystko co było kiedyś przysmakiem smakuje źle i wszystko jest ble.
Potem czuje się delikatne muśnięcia małego człowieczka. Za chwilę delikatne muśnięcia zamienią się w kopniaki, a na koniec wkładanie kończyn pod żebra i gdzie się da. Pęcherz robi za parkiet a skóra od środka już boli.
Rodzi się mały człowiek (a nawet dwa) w bólu lub przy znieczuleniu zewnątrzoponowym- nie ważne jak i tak późnej kurewsko boli. Ale Kochasz tego małego człowieka i życie za niego oddasz jeśli będzie trzeba.
I w tym momencie włączają się ukryte funkcje kobiety- pozbywasz się za to funkcji spanie czy najadanie. Na początku robisz za chodzącego żywiciela. Dziecko nie widzi w Tobie nic innego z jak mleko. Czy karmisz czy głodzisz butelką i tak widzi w Tobie tylko żarcie, no i oczywiście robisz za pierwszego przytulaka, gryzaka i wielbłąda :) Ale to nie koniec dodatkowych funkcji jakie posiada matka. Potem okazuje się że mimo iż nie umiałaś gotować zaczynasz gotować zupy, segregujesz pranie i zamiatasz podłogę kilka razy dziennie.  Dalej zapominasz o spaniu a czasem nawet możesz sobie pozwolić na imprezę (oczywiście z dzieckiem). Ostatnio odkryłam w sobie nowe zdolności jak chirurg plastyk- przyszyłam bez komplikacji dwa amputowane uszy misia. Jestem lekarzem pediatrą bo zaczynam rozpoznawać jaka wysypka od czego i bez papierka lakmusowego odróżniam katar.  Zaczynam być sędzią oraz policjantem pilnując porządku i zasad wprowadzanych w naszym domu. Z dnia na dzień wiem więcej  o dzieciach i o różnych dziedzinach życiowych o których nie miałam bladego pojęcia. Czuję że w roli matki odkryję nie jedną dodatkową funkcję.
Jestem mamą. A Ty? Jakie masz super moce?

czwartek, 4 grudnia 2014

Wychowanie



Chyba nigdy nie zrozumiem wyższości starszych nad młodszymi. Nawet gdy nie mają racji, muszą ją mieć. Czy przypadkiem tak nie jest? Zwłaszcza jeśli chodzi o wychowanie dzieci.  Oj tak, wszystkie „cioteczki dobre rady” wiedzą lepiej co jest MOJEMU dziecku. 
krytyka nauczycielek w przedszkolu. Niestety nasze społeczeństwo widzi nauczycieli pracujących w przedszkolu jak niedouczone nianie, które nie miały większych ambicji żeby zostać lekarzem, prawnikiem itd. Bo przecież to pestka skończyć studia pedagogiczne, a teoria i tak zawsze znaczy mniej niż zdanie kogos kto wychował dzieci i wnuki nie patrząc  a skutki wychowania. Jednocześnie zostań superwoman, podziel się na ilość dzieci i stój nad każdym z osobna aby przez przypadek się nie potknęło lub nie ugryzło drugiego.

Zawsze młoda matka będzie tą gorszą bo ma małe dzieci i gówno wie o wychowywaniu dzieci.

Krytyka nauki prania, sprzątania, krojenia, prasowania, polerowania czy zapinania guzików w przedszkolach montessoriańskich skończyła się na wychowywaniu ROBOTÓW wygodnym mamusiom, ażeby one nic nie robiły. Serio?
Wydaje mi się że to czego nauczę dziecko teraz nie doprowadzi do tego, aby moje dziecko było nieudacznikiem życiowym. Nie chce w domu nastolatka, który nie będzie potrafił wyprasować sobie koszuli przed egzaminem lub zrobił sobie prostego dania na obiad kiedy będziemy w pracy. 
Może i życie nie kończy się na przedszkolu bo dopiero się zaczyna, ale na pewno co zostanie nauczone w wieku przedszkolnym to zostanie do końca życia. Pamiętamy że do końca 6roku życia dziecko przyswaja najwięcej dobrych i tych złych nawyków!! Niech tych dobrych będzie jak najwięcej.
Wiem jak wychowywać dzieci i gdzie stawiać im granice, wiem co to bezstresowe wychowane nie myląc z jego brakiem. Wiem że wiem więcej na temat wychowania niż niejedna „doświadczona matka” bo widzę efekty mojej pracy a jej. Moje błędy da się naprawić jej pójdą w świat dalej.

Jestem dumna z tego że wybrałam to co kocham. Pracę w przedszkolu, zdobyte (wcale nie lekko) doświadczenie i wiedzę. 

wtorek, 11 listopada 2014

HPV



"Wirusy brodawczaka ludzkiego - HPV (Human papilloma virus) - są bardzo szeroko rozpowszechnione wśród ludzi. Znamy blisko 200 różnych typów tych wirusów. Przenoszą się one głównie drogą kontaktów seksualnych oraz kontaktów skórnych. Około 40 typów wirusów HPV wywołuje infekcje w obrębie narządów moczowo-płciowych u kobiet i mężczyzn. Większość z tych infekcji nie ma żadnego znaczenia klinicznego, nie powoduje objawów i samoistnie przemija. Niektóre z typów HPV wywołują dość powszechne u kobiet i mężczyzn łagodne zmiany skóry i błon śluzowych narządów rozrodczych określane jako brodawki płciowe lub kłykciny kończyste.  Dotykają one nawet 1% populacji ludzi. Są to niewielkie płaskie lub wyniosłe zmiany, pojawiające się pojedynczo lub w grupach w okolicach narządów rozrodczych i odbytu, a nawet na udach. U kobiet kłykciny rozwijają się najcześciej w pochwie, na sromie i szyjce macicy, u mężczyzn zaś w obrębie penisa, moszny i krocza. W pewnych sytuacjach brodawki płciowe mogą stanowić poważny problem zdrowotny, na ogół jednak są one stosunkowo łatwe do leczenia i nie predysponują do rozwoju nowotworów. Jednakże niektóre z typów wirusów HPV - tzw. wysokiego ryzyka lub inaczej onkogenne - przy długotrwałej, przetrwałej infekcji trwajacej wiele miesięcy lub lat mogą doprowadzić u kobiet do rozwoju raka szyjki macicy. Wykazano także związek pomiędzy infekcją niektórymi typami HPV a rozwojem innych nowotworów, takich jak: rak sromu i pochwy u kobiet oraz rak prącia u mężczyzn. Ostatnie doniesienia naukowe wskazują na udział onkogennych wirusów HPV w rozwoju m.in. niektórych nowotworów głowy i szyi, górnych dróg oddechowych, a nawet płuc."
                                                                                                  http://www.cyto.pl/wirus-hpv.html


Ja osobiście chciałabym skupić się na wirusach HPV które wywołują raka szyjki macicy.
Zwracam się do wszystkich kobiet o to by badały się regularnie i poddawały cytologiom. Dlaczego? Ponieważ im szybciej poddamy się leczeniu tym szybciej odniesiemy wygraną.


  Sama nie miałam świadomości że można być zarażoną i nic o tym nie wiedzieć. Otóż można...
Idąc na kontrolną cytologię miałam w głowie że wszystko będzie ok i zobaczymy się z lekarką w przyszłym roku znów na kontrolnej cytologii. Niestety stało się inaczej i spotykamy się częściej....
Zaczęło się od telefonu mojej pani doktor która dała znać o złych wynikach cytologii. Trzeba było położyć się na oddział ginekologiczny (udało mi się spotkać przemiłe panie położne które spotkałam leżąc na tym oddziale w ciąży) i zrobić zabieg łyżeczkowania szyjki macicy, aby wiedzieć z czym mamy doczynienia. Pierwsza myśl ok, zrobią zabieg, wyśpię się i w tym samym dniu do domu. Jakże się myliłam... Ledwo wypuścili mnie do domu, ponieważ leki przeciwwymiotne nie działały.
Po jakimś czasie przyszło odebrać wyniki. Zero zmian nowotworowych, ale wirus HPV wysokiego ryzyka obecny.
Kolejna cytologia lepsza ale był potrzebny kolejny zabieg, przeciw najbardziej agresywny wirusom będę się szczepić. To tyle co mogę na dzień dzisiejszy zrobić. W sobotę poddałam się kolejnej cytologii po zabiegu i czekam na wyniki.
Moja krótka historia zmotywowała mnie do tego, aby przypominać o badaniu innym kobietom!
Mam nadzieję że choć trochę was zmotywowałam!! :)

czwartek, 2 października 2014

Co to są „wrażliwe fazy rozwoju dziecka” ?


Każde dziecko na etapie rozwojowym przechodzi przez „wrażliwe fazy”. Są to fazy gotowości do przyswajania wiedzy lub nauki czynności odpowiednich do swojego wieku. 
Podczas rozmów mam można usłyszeć że jedno dziecko nauczyło się chodzić w wieku 9msc a inne w wieku 13msc. Jedno nauczyło się czytać w wieku 4lat inne w wieku 6.
Dlaczego??
Dlatego że każde dziecko przechodzi etap „wrażliwej fazy” w odpowiednim dla siebie momencie. Każde dziecko jest inne, np. moje córki: Różnica między nimi wynosi AŻ 1min ;) i pomimo tego że są dwojaczkami nie są takie same. Każda z nich wykonywała czynności w innym tempie. Nie porównywałam ich do siebie i nie zaczynałam się Martwić jak Marysia zaczęła chodzić a Tosia po czterech zasuwała po domu :)
Dlatego błagam! 
NIE PORÓWNUJCIE SWOICH DZIECI, bo każde jest INNE, WYJĄTKOWE, NIEPOWTARZALNE !!!

Lista wrażliwych faz nie jest długa i nie występuje całe życie.  Niestety, ale gdy zakończy się faza rozwoju, takowa nigdy nie wraca. DLATEGO tak ważne jest rozpoznanie co dziecko na danym etapie rozwoju kształci, DLATEGO pozwólmy dziecku na rozwój w danym kierunku, NIE zatrzymujmy na siłę tego procesu bo nie chcę w domu starszaka.
PRZYKŁAD?
Wchodzi sobie taki dzieciaczek cały czas do łazienki, zainteresowany siadaniem na kibelek, spuszczaniem wody w toalecie. Widać że go to interesuje, chce usiąść, spróbować zrobić to samo co mama/tata. Na co dziecko słyszy  „TO JEST BE, BRUDNE. NIE WOLNO! NIE RÓB!”  i dalej pakujemy dzieciaka w pieluchę.  Po  jakimś czasie rodzic uznaje że ma dość pieluch i mówi dziecku „TO JEST NOCNIK. OD DZIŚ SIADASZ NA NOCNIK I ROBISZ TU TO I TAMTO!’, a dziecko ma nas w nosie. Dalej robi do pieluchy (którą tak mama/tata mu chętnie na tyłek zakładali) , a nocnik ląduje na głowie albo robi jako kosz do piłek, itd.
DLACZEGO tak się dzieje? Ponieważ dziecko w momencie kiedy było zainteresowane sikaniem na kibelek, miało wrażliwą fazę na odpieluchowanie, ale mama doszłą do wniosku że nie, nie teraz. Zniechęciliśmy w tym momencie dziecko i przekonaliśmy że mokra pielucha jest super. BEZPOWROTNIE minęła ta faza dziecka i teraz ma w nosie robienie na nocnik. W tym momencie niestety odpieluchowanie zajmie nam o wiele więcej czasu niż we wrażliwej fazie dziecka (bo nie mówię że to się nie stanie w ogóle, ale będzie to trudniejsze).

A tak przy okazji- jeśli WASZE dziecko ma suchą pieluchę przez min 2godziny w ciągu dnia, oznacza to że możesz uczyć go siadania na nocnik J

czwartek, 25 września 2014

Akcja reaktywacja

Czas na powrót!
Nie było nas wystarczająco długo i myślę że zatęskniliście
J
Gdzie byliśmy jak nas nie było? Trochę tu trochę tam. Za nami podróże te małe i całkiem duże, wizyty u lekarzy. Za nami rok z naszymi małymi szczęściami. Ten rok sprawił że każdy dzień był inny, nie było monotonii bo ciągle się coś działo. 
Pożegnaliśmy bezpowrotnie okres niemowlęcy i od niedawna mamy w domu małe dzieci :) Małe dzieci które zaczynały od spania cały dzień, potem krótki okres kolek,  ślinotoków, pełzania każda w inną stronę, raczkowania, jedzenia plażowego piasku na  śniadanie, obiad i kolacje i uciekania do morza, ciągłe ząbkowanie a teraz  stawiają kroczki- pewniejsze i te mniej.
Przez ten rok okazało się że jestem mistrzynią w organizacji siebie i dzieci, że pusta walizka może ważyć 15kg, że dam radę wytrzymać (choć cholernie ciężko było) 2,5tygodnia bez dzieci siedząc na krzesełku przeznaczonym dla przedszkolnego człowieczka kształcąc się aby kształcić wasze dzieci .
Nauczyłam się gotować zupy, mimo że zapierałam się że nigdy tego nie zrobię, moje umiejętności kulinarne ciągle się powiększają, a anielska cierpliwość rośnie. Na pytania jak to mieć bliźniaki, pewnie ciężko co? Odpowiadam zawsze że rewelacyjnie,  pomimo iż mam przed oczami te trochę nieprzespanych nocy, płaczu nie wiadomo o co, pobrudzone obiadami ciuchy, zrzucony komputer na płytki. Ale pomimo tego jest naprawdę super! Codziennie rano witają mnie uśmiechem i słowami ‘mama’ dwie cudowne istotki, w najmniej oczekiwanym momencie dadzą buziaka i przytulą.
Tosia i Marysia to największe motorki dające kopa mojemu życiu. Nie, nie tęsknię za życiem bez dzieci, nie tęsknię za długim wylegiwaniem w łóżku czy czasem wolnym.  To dzięki nim czuje że żyje, to dzięki nim jestem kim jestem. 









środa, 16 kwietnia 2014

Pozwól mi zrobić to samemu, mamo...

Zmogło nas przeziębienie- a dokładnie dziewczynki.
Wizyta u lekarza zaliczona i wszystko jest w porządku, ale walczymy z paskudnym katarem i czerwonym gardełkiem.
No nic trzeba cierpliwie czekać, aż paskudny katar zniknie no i odkładamy wypad na basen :(

Kupiłam dziewczynom nocnik!
Podzieliłam się tym pomysłem i.. Spotkało mnie trochę negatywnych opinii..
Dlaczego?
A bo za małe, bo nie rozumieją i nie robią nic świadomie, że po co robić z niemowlaka starszaka?
Może i nie świadome tego co robią do pieluchy, ale kilka razy w nocniku czekała na mnie niespodzianka, a i do nocnika się przyzwyczajają.

I tak ze wszystkim..

Kubek nie kapek, bądź duży kapek ;) Niektórzy uważają że to bee dawać dziecku jak tylko mu 6msc stuknie kubek nie kapek, a potem szybko uczyć pić samemu z kubeczka, bo to niemowlę i nie zabierajmy mu dzieciństwa..

No proszę Was!

Czy dziecko które ma 5lat i mama go karmi jest fajne?
Dla mamy która nie musi sprzątać pod krzesełkiem po dziecku, i zrobi to szybciej niż samo dziecko może i tak, ale czy dla samego dziecka?
Bardziej odbieram to jako krzywdzenie dziecka bo już nie chodzi o samo rozwalanie jedzenia- bo kiedyś dziecko i tak się nauczy trafiać do buzi- ale o uczenie się samodzielności.

Dlaczego mamy na siłę zatrzymywać uczenia samodzielności? Przecież to nie jest robienie z dziecka starszaka, to nie jest krzywdzenie dziecka, a wręcz przeciwnie.
Pomagamy mu rozwijać się na wielu płaszczyznach.
Oczywiście szybciej ubrać dziecko do spaceru samemu, ale pozwalając ubierać się dziecku uczymy go samodzielności to raz, dwa ćwiczy paluszki zapinając i odpinając zamek kurtki,co potrzebne jest do trzymania ołówka to dwa, a trzy to chyba to właśnie nam daje troszkę więcej czasu.

Jakiś czas temu podawałam kilka przykładów obowiązków domowych dla dzieci w różnym wieku. W ilu domach mama pozwala dziecku rozpakować zakupy?
Szczerze? Nie spotkałam się chyba z takim przykładem na żywo.
Zawsze a bo tu źle ułożysz i będę musiała poprawić, a ja zrobię to szybciej, a coś tam i....? Za kilka lat dziecko wcześniej zniechęcone nawet nie zapyta się czy nam pomóc, bo po co jak i tak zrobi źle..

Pracując z dzieckiem pozwólmy mu ułożyć puzzle samemu. Nie denerwujmy się gdy trwa to pół dnia, niech dziecko samo poradzi sobie z tym problemem. Możemy dziecko naprowadzić na dobrą odpowiedz, ale nie starajmy się na siłę być potrzebni we wszystkim.

Pozwólmy dziecku pić samemu z kubka, jeść rękami. Nie starajmy się na siłę zatrzymywać procesu usamodzielniania!

Ja zaciekawiona tematem metody jedzenia BLW (baby led weaning) jutro przeprowadzę próbę na moich maluchach :) Ile zjedzą tyle zjedzą, mam nadzieję ze sobie poradzę no a ile będzie sprzątania, to już mam w nosie :)
Metoda ta polega na rozwijaniu zmysłów malucha, ponieważ na talerzyku ma do wyboru kilka warzyw/ owoców i korzystając z prawa wyboru, bierze do rączki to co chce i próbuję. Każdy kawałek oczywiście zanim trafi do buzi, musi być dokładnie sprawdzony, czy zgadza się kolor i wielkość.
Poznaje smak, zapach, kolory i konsystencję tego co je więc rozwija zmysły w wielu różnych kierunkach.

No to co, my od jutra startujemy i zdamy relację na pewno.

Dalej będę ja niedobra matka sadzać małe na nocnik, dawać im butelki w łóżeczku z mlekiem żeby piły same i uczyć samodzielności:)



wtorek, 8 kwietnia 2014

Super mama

Wczoraj siedząc 2 godziny  i czekając na wizytę kontrolną u mojego lekarza myślałam że to niesprawiedliwe.
Niesprawiedliwe jest to że jest tak dużo par które leczą się na bezpłodność.  Zostawiają ogromne sumy pieniędzy w ośrodkach które leczą tego typu problemy i wierzą że się uda.
Są niestety przypadki kiedy się nie udaje, jednak słyszymy również  o tych szczęśliwych zakończeniach.
Siedziałam i myślałam że ja mam dwoje a niektórzy nie mają w cale.
I w tedy poczułam się jak wyrodna matka.
A dlaczego?
A dlatego że większość ludzi, zwłaszcza tych którzy dzieci nie mają, myślą że kobieta wraz z urodzeniem dziecka otrzymuje nadprzyrodzone siły i ma w dupie motorek, który zapewnia że dzień i noc będzie robić wszystko na pełnych obrotach.
Ci którzy opisują macierzyństwo za lukrowe bardzo się mylą.
Mnie się to nie udaje…
Niestety mimo tego że w ciąży spałam całe dnie nie wyspałam się na zapas. A szkoda….
Gdy wróciłam z Antosią do domu nastawiałam sobie budzik w momencie zasypiania żebym nie przespała godziny karmienia. Karmiłam początkowo piersią (nie licząc godzin gdy byłam w szpitalu u Marysi) więc tak jak mówiły położne maź 4godzinne przerwy. Ja je przesypiałam. Wyłączałam budzik i szłam dalej, budząc się z wyrzutami sumienia że dziecko głodne przez moje lenistwo było.
Jeśli już udało mi się tyłek podnieść i dać cycka Antosi zasypiałam na siedząco i nie raz mała zasypiała przy mnie a potem tylko odkładałam ją do łóżeczka i znów miałam wyrzuty sumienia że pewnie się nie najadła, no bo jak? Sama cycka w buzie sobie nie włożyła…
Gdy przyszła Marysia do domu nie musiałam jeździć do szpitala wic mogłam dłużej się wyspać.  Zresztą małe budziły się tylko na jedzenie i spały całe dnie.
Mimo tego i tak byłam zmęczona nocnym karmieniem że kiedyś w nocy obudziłam się z Marysią na brzuchu (położyłam sobie ją tak do odbicia i po prostu zasnęłam ) a Marysia leżała głową w dół. Byłam przerażona, nikomu nic nie mówiąc ciągle myślałam czy jej nic nie będzie.

Po pewnym czasie przeszłam tez na mleko modyfikowane, ponieważ sam widok laktatora mnie osłabiał- miałam go dość i czułam się jak krowa. Dosłownie. Pokarm zanikł i skończyło się karmienie cyckiem. Może jakbym kupiła elektryczny to inaczej by to wyglądało no ale, nie cofnę się w czasie.
Teraz dziewczynki mają 7msc. Całe szczęście przesypiają całe nocki i mogę pospać trochę dłużej.  Co mnie bardzo cieszy bo śpioch ze mnie jest straszny J
Ale mimo tego, czasem po prostu mnie się nie chce iść z nimi pobawić bo mam dosyć sprzątania, zmywania i prania i jedyne o cym myśle to usiąść się na chwile. Czasem już wyczekuje momentu aż dziewczynki pójdą spać i będę mogła usiąść ze spokojem.
Nie, nie mam wymiennych baterii a szkoda bo na pewno moje stare nadają się do wymiany.
Czasem przez to wszystko czuje się beznadziejną matką, ale czy to słuszne? Czasem mam ochotę nakrzyczeć na narzekającą matke która ma jedno dziecko i babcie do pomocy.
Kobieto ja jestem przez cały dzień sama z bliźniakami?! Chcesz się zamienić??
Nie zamieniłabym się nigdy w życiu bo moje córeczki to całe moje życie. Pomimo moich narzekań, i zmęczenia nie oddałabym ich nikomu.
Ponarzekać chyba każdy może, czuć się bezsilnie. Czasem mam chęć wyjść i wrócić jak się panny uspokoją ale to ja jestem ich mamą i kto jak nie ja ma się nimi zająć?
Małe dają mi wiele szczęścia i naprawdę chciałabym się tym szczęściem dzielić ze wszystkimi.


W zeszłym tygodniu stuknęło nam 7msc !! Huh leci ten czas jak szalony… 


poniedziałek, 24 marca 2014

Poszczepiennie

W czwartek byliśmy na szczepieniu.
Nie szczepimy dzieci szczepionkami skojarzonymi i nie dlatego że szkoda nam pieniędzy na szczepionki.

Uważam  że tradycyjne szczepienia są bezpieczniejsze. Oczywiście po każdej szczepionce mogą wystąpić objawy niepożądane, ale można spotkać się z wieloma opiniami w których wyczytamy że więcej powikłań jest po szczepieniach skojarzonych.

Moje małe dostają max 4 wkłucia- skojarzone 5 lub 6 wirusów na raz. To więcej niż 4, a nóż o jedno za dużo.

Takie moje zdanie i każdy ma prawo do własnej opinii.

Co mnie przeraziło. 

Podczas ostatniego szczepienia zadzwonił telefon. Byłam akurat z mamą w gabinecie pielęgniarek bo Antosia czekała na swoją kolej do szczepienia.
Telefon z hurtowni leków.
Przychodnia zamawiała jedną szczepionkę (pentaxim), ale niestety w hurtowni jej nie mieli. Termin oczekiwania do końca kwietnia.
Pani która dzwoniła z hurtowni zaproponowała inną szczepionkę, zagraniczny zamiennik. Konsultacja z lekarzem i pada decyzja "Jeżeli Ministerstwo Zdrowia zatwierdziło szczepionkę to ją bierzemy". Pani w telefonie mówi "tak jest zgoda". No to zamawiamy.
Na koniec przychodnia prosi o przefaksowanie zgody i nagle pojawia się problem.  Takowej zgody jednak nie ma. Czekają na pozwolenie z Ministerstwa. 
Przychodnia podziękowała za te szczepionki.

I tak oto hurtownie leków wciskają szczepionki które nie mają pozwoleń, bo tańsze, bo zamiennik.
Aż boję się pomyśleć ile przychodni mogło zakupić taką szczepionkę i szczepić dzieci. 
A za chwile znów usłyszymy o kolejnych powikłaniach po szczepieniach...
Jakby mało było takich przypadków.

A nasze dziewczynki zniosły szczepienie znośnie:) Trochę się pokrzywiły, ale po kilku łykach herbatki było już ok i już uśmiech na twarzy i zaczepianie innych :)

A tak ogólnie to u nas zmiany :)
Zmiany z gondolki na spacerówkę:) Bynajmniej dziś i zobaczymy czy pannom się spodoba. Tosia na długość powoli się w gondoli nam nie mieści więc trzeba było podjąć odpowiednie kroki :)

Zaczynamy coraz dłużej siedzieć samodzielnie :) Dzięki temu zaczynamy ćwiczyć paluszki, na razie z pomocą mamy (łapie dziewczynki za rączki i układamy klocki i miseczki :)) Wychodzi nam to całkiem fajnie :) Czekamy aż tata przyjedzie i dowiezie jakieś fajne sortery do pracy żeby nie znudzić się tym co mamy :)









środa, 19 marca 2014

Twoje dziecko chce czuć się bezpieczne.



"Chcę powiedzieć kilka słów, my słuchamy, a Ty mów"


  •  Nie psuj mnie, dając mi wszystko, o co Cię proszę. 

Niektórymi prośbami jedynie wystawiam Cię na próbę. 


  • Nie obawiaj się postępować wobec mnie zdecydowanie i konsekwentnie. 

Daje mi to poczucie bezpieczeństwa. 


  • Nie pozwól mi utrwalić złych nawyków. 

Ufam, że Ty pomożesz mi się z nimi uporać. 


  •  Nie postępuj tak, abym czuł się mniejszy niż jestem. 

To sprawia, że postępuję głupio, żeby udowodnić, że jestem duży. 


  •  Nie karć mnie w obecności innych. 

Najbardziej mnie przekonujesz, gdy mówisz do mnie spokojnie i dyskretnie. 


  •  Nie ochraniaj mnie przed konsekwencjami tego co zrobiłem. 

Potrzebne mi są również bolesne, ale samodzielne doświadczenia. 


  •  Nie przejmuj się zbytnio, gdy mówię, że Cię nienawidzę. 

To nie Ciebie nienawidzę, ale ograniczeń, które stawiasz przede mną. 


  •  Nie przejmuj się zbytnio moimi małymi dolegliwościami. 

Pomyśl jednak czy nie staram się przy ich pomocy przyciągnąć Twojej uwagi, 
której tak bardzo potrzebuję. 


  •  Nie gderaj. 

Będę się bronił, udając głuchego. 


  •  Nie dawaj mi pochopnych obietnic, 

bo czuję się bardzo zawiedziony, gdy ich później nie dotrzymujesz. 


  •  Nie przeceniaj mnie. 

To mnie krępuje i niekiedy zmusza do kłamstwa, aby nie sprawić Ci zawodu. 


  •  Nie zmieniaj swoich zasad postępowania w zależności od układów. 

Czuję się wtedy zagubiony i tracę wiarę w Ciebie. 


  •  Nie zbywaj mnie, gdy stawiam Ci pytania. 

Ja znajdę informacje gdzie indziej, ale chciałbym żebyś Ty była moim 
przewodnikiem po świecie. 


  •  Nie mów, że mój strach i moje obawy są głupie. 

Dla mnie są bardzo realne. 


  •  Nigdy nawet nie sugeruj, że Ty jesteś doskonały i nieomylny. 

Przeżywam bowiem zbyt wielki wstrząs, gdy widzę, że nie jesteś taki. 


  •  Nigdy nie myśl, że usprawiedliwianie się przede mną jest poniżej 

Twojej godności. 
Wzbudza ono we mnie prawdziwą serdeczność. 


  •  Nie zabraniaj mi eksperymentowania i popełniania błędów. 

Bez tego nie mogę się rozwijać. 


  •  Nie zapominaj jak szybko dorastam. 

Jest Ci zapewne trudno dotrzymać mi kroku, ale proszę Cię postaraj się. 

wtorek, 18 marca 2014

Podróże te małe i duże :)

Trochę nas tu nie było.
Dlaczego?
A bo trochę byliśmy w podróży, a głównie spędzaliśmy czas w czwórkę :)




Podróże zaczęliśmy raczej od tych dużych :) No może nie był to wypad na koniec świata, ale w nasze Polskie góry.
Spędziliśmy miły weekend w Karpaczu w gronie rodzinnym :) Zaczerpnęliśmy trochę świeżego powietrza i troszkę pozwiedzaliśmy.

Po tym weekendzie czekały nas podróże te mniejsze- lekarz i odwiedziny u małego kuzyna 
Szymona :) Oczywiście nie ominęły nas spacerki na świeżym powietrzu bo pogoda nas rozpieszczała :)


W dalszym ciągu rozszerzamy dietkę, a mama od tego tygodnia gotuje sama. Chyba nie jest źle, bo małe wszystko wcinają :) Lodówka zaopatrzona w produkty do gotowania tak więc działamy.

Dziś to wszystko bo małe robaczki szaleją i spać nie chcą :)

poniedziałek, 3 marca 2014

6 miesięcy


Za nami 6 miesięcy.
A przed nami jeszcze całe życie.

Te 6 miesięcy przeleciało jak z bicza strzelił. 

Jak się zaczęło już wiecie. Przyszły małe kruszyny o 5 tygodni za wcześnie na świat. Chciały się w końcu poprzytulać do maminego brzuszka ale już po drugiej stronie :) 

I tak zaczęła się nasza przygoda. Przygoda która trwa już 6 miesięcy i jeszcze wiele czasu i poznawania przed nami:)

Za nami 4 dniowy pobyt Antosi w szpitalu, który i tak przyniósł mi wiele zmartwień. Najpierw za duży procent spadku wagi i bałam się że nie je ile trzeba. Sama uczyłam się karmić, a położna której nie chciało się z tyłkiem ruszyć i pomóc nie dodawała otuchy, wręcz przeciwnie " Pani już tu tyle czasu jest i pani jeszcze karmić nie umie?!?!" . Potem żółtaczka i na koniec decyzja wychodzić czy czekać jeszcze jeden dzień, aż bilurbina spadnie jeszcze więcej. 
Postanowiłam wyjść i podjęłam dobrą decyzję.

Za nami również ekstra 3 tygodnie w szpitalu. Tym razem czekaliśmy na Marysię.
Zaczęliśmy od oddziału pośredniego gdzie panna wygrzewała się w inkubatorze. Przez pierwsze dni miała założoną sondę bo miała niedojrzały układ pokarmowy. Po kilku dnach mogłam ją już nakarmić sama butelką jednak było to ciężkie zadanie trzymając ręce w inkubatorze.
Po 5 dniach wzięłam Marysie pierwszy raz na ręce. Była taka leciutka. Po spadku ważyła zaledwie 1560 a wiec tyle co półtorej paczki cukru. Taki mały robaczek :)
I tak oto zwiedziliśmy jeszcze oddział opieki ciągłej, OIOM,  i znowu oddział opieki ciągłej.

Codziennie jak przychodziłam do Marysi pierwsze po buziaku w nos co robiłam to sprawdzałam ile przybrała. Czasem było to 20g, 30g, a czasem 90g ! 
Koniec końców dobiła do 2kg i wyszłyśmy do domu :) Z katarem ale wyszliśmy!

I tak od tego czasu upłynęło pół roku.
Przez ten czas dziewczynki nauczyły się wielu umiejętności!
Zaczęły wysyłać nam świadome uśmiechy które widzę codziennie rano jak wstaję i to one dają mi kopa na resztę dnia.
Następnie było gurzenie. Gadały aż im się buzia nie zamykała :) Piekły pierniki na święta, coraz bardziej były zainteresowane swoimi zabawkami i przede wszystkim odkryły do czego służą ręce :)

Teraz namiętnie wkładają je do buzi i nie patrzą czy to swoje i siostry,  ważne że jakieś paluchy są w buzi :)
Nauczyły się jeść stałe pokarmy i idzie im to coraz lepiej.
Ostatnio pięknie przewracają się z brzuszka na plecki i odwrotnie , a leżąc na brzuszku podnoszą tyłek jakby chciały już zasuwać po domu. Jest już wiele innych opanowanych czynności ale nie chce tu ikogo zanudzać ;)

Oprócz kilku wyjazdów do rodzinnego miasta taty oraz w góry do Karpacza, zwiedziliśmy już trochę gabinetów lekarskich z których przywoziliśmy same dobre wiadomości. I oby tak dalej!

Idziemy w swoim tempie do przodu i będziemy zaliczać coraz to nowe umiejętności:)




niedziela, 2 marca 2014

Mama gotuje :)

Jest mama na etacie.
Mama wraca do szkoły (teoretycznie już wróciła a praktycznie wygrało lenistwo i zaczyna za 2 tyg;)).
No i od dzisiaj mama gotuje :)

Po czwartkowych zakupach kiedy to wydałam dość sporą sumkę gotówki na obiadki dla Marysi i Antosi pomyślałam- ok przychodzi wiosna, sieje w ogródku co się da i będę gotować sama.

Taaaa ale zanim zasieje, zanim to wyrośnie to się naczekam. 
No więc chyba nie będę czekać na wiosnę z gotowaniem :) Zacznę już teraz!

Dziś wstałam o godzinie 7 rano (czyli jak co dzień), ale dziś z myślą ugotowania rosołku dla moich maluszków :) No i tak gotując przeliczyłam sobie wszystko i tak oto zamówiłam takie cacko:

Babycook wyniósł nas tyle samo co słoiczki na miesiąc. 

Jak tylko kurier zapuka do naszych drzwi wciągnę się w wir gotowania zupek i obiadków dla naszych maluszków. Dzięki temu urządzeniu zaoszczędzę sporo czasu bo czas gotowania wynosi 15 min (tak podaje producent).
Wszystkie zalety mogę wymieniać opierając się  na opisie producenta który przedstawi same ochy  achy lub szukając opinii na forum (ale tu już bywa różnie bo ile ludzi tyle opinii).

Zapomniałam opisać reakcji moich panien na maminy rosołek :) Pierwsza reakcja- skrzywienie i mamo co Ty nam dajesz? Ale po chwili talerzyki były już puste co mnie bardzo ucieszyło i jednocześnie zachęciło do dalszego pichcenia dla moich dzieci :)

Tak więc życzcie mi powodzenia w gotowaniu ! Oby wychodziły nam same pyszności :))

czwartek, 27 lutego 2014

Mama wraca do szkoły


Ostatni weekend dość zakręcony.
Piątek- kardiolog i same dobre wieści- dziureczka w serduszku Marysi pięknie się zamyka.
Sobota- 60 lecie moich dziadków a pradziadków dziewczynek.
Niedziela- urodziny mojej siostry
A po weekendzie wypad na poniedziałkowe zakupy :)
Efekty zakupów widać  powyżej :)

W ostatni weekend powinnam też wrócić do szkoły, ale lenistwo wygrało w tej walce ;)

Tak chodzę do szkoły.
W sieci czy gazetach można spotkać wiele artykułów na temat "Mama wraca do pracy".
A co z mamą wracającą do szkoły?
Ten temat już mniej dostępny.

Łamię współczesne schematy bo mam 23 lata, a moja ciąża nie była wpadką jak zapewne myśli większość obcych mi ludzi których spotykam na co dzień. Tak samo z pewnością myślą moi znajomi, którzy uważają że wiek 23 lata to stanowczo za szybko na dziecko. Bo najpierw trzeba skończyć szkołę, ustawić się w życiu a potem można myśleć o dziecku, nie myśląc o konsekwencjach, np. trudnościach zajścia w ta upragnioną ciąże.
Ok zgodzę się że człowiek mając 23 lata nie zawsze jest samodzielny, mieszka z rodzicami, studiuje i nie jest gotowy na dziecko, ale nie w każdym przypadku jest tak samo.
Nie mierzmy wszystkich tą samą miarą.
Oczywiście szanuję każdego wolę ale przeglądając czasopisma dla kobiet w ciąży czy popularnych czasopismach o dzieciach nie spotkałam się z ani jednym zdjęciem kobiety w wieku 25 lat w ciąży czy z dzieckiem (chyba że nie zauważyłam).
Dlaczego?
Bo nasze społeczeństwo wręcz krzyczy że w wieku 23 czy 25 lat raczej na dziecko pozwolić sobie nie wypada, że to za wcześnie.

I znów łamie schemat.
Z tatą dziewczynek nie mam ślubu. Według mnie ślub nie jest potrzebny do tego aby założyć rodzinę, nie jest magiczną linią po której przejściu można mieć dzieci.
Spotykam wiele ludzi, którzy na pytanie czy chcą mieć dzieci odpowiadają "Tak, ale dopiero po ślubie". A dlaczego nie przed skoro i tak wiemy że właśnie z tą osobą chcemy spędzić resztę życia.
Dlaczego mamy popadać w schematy?

Nawet nasze dzieci nie postępują według schematu i wyszły na świat 5 tyg za wcześnie ;)

Tak więc na nic szukanie tematu " Mama wraca do szkoły" we współczesnych miesięcznikach.
Ja wracam po rocznej przerwie na studia i aż nie mogę się doczekać aż je skończę ;)
I nie mogę się doczekać jak wszystkim opowie jakie mam cudowne córeczki i jakie wspaniałe jest macierzyństwo w wieku 23 lat :)

wtorek, 18 lutego 2014

Jeden rok- a zmieniło się tak wiele

Rok.

Minął dokładnie rok od momentu gdy na ekranie USG ujrzałam dwa małe bijące serduszka. Był to dla mnie jednocześnie najwspanialszy jak i  pełen obaw widok. Czy damy sobie radę z dwójką maluchów? Jak to teraz będzie? Jako mama jednego aniołka byłam pełna obaw czy się uda. Stres towarzyszył mi do ostatniego dnia ciąży. Aż do 3go września do godziny 10:48 gdy urodziła się moja druga córeczka Marysia i wiedziałam że wszystko wporządku. 

Jak zmieniło się moje życie w przeciągu tego ostatniego roku?
Może wrócę do momentu gdy pełna obaw siedziałam przed gabinetem lekarskim czekając na USG i słowa  „gratuluję, tu jest dzidziuś, tu bijące serduszko”. Gdy zamiast jednego serduszka ujrzałam dwa rozpłakałam się . Ze szczęścia i ze strachu bo nie wiedziałam co teraz będzie. Jak zareagowała rodzina? Wszyscy się cieszyli ale też byli zaskoczeni że to będą bliźniaki.

Po dwóch tygodniach po raz pierwszy trafiłam do szpitala w miejscowości w której mieszkam na oddział ginekologiczny z obawą że coś może się stać moim dwóm serduszkom. Po 3 dniach zostałam wypisana do domu. Miałam brać leki na podtrzymanie, leżeć  a na wypisie było napisane „poronienie zagrażające”. Do tego lekarz który mnie przyjmował jak się później okazało źle zmierzył moje maleństwa i żyłam w stresie że nie urosły odpowiednio, że coś się dzieje.

Długo nie zagrzałam miejsca w domu. Po 3dniach kolejna wizyta na izbie przyjęć, ten sam lekarz przyjmujący rzuca hasłem „co wypisała się Pani na własne życzenie?” Odpowiadam że nie, że wypisał mnie ordynator. Tego samego dnia wieczorem miałam wizytę ordynatora który krzyczał na mnie że wróciłam tak szybko na oddział i nie dostaną za mnie pieniędzy z NFZ, że listy będą musieli pisać. To co miałam robić? Siedzieć w domu  czekać aż się coś stanie?  Po tygodniu zostałam wysłana do domu, z tymi samymi lekami, z zaleceniem że mam wrócić dopiero w razie krwotoku.

Długo na 3 wizytę w szpitalu nie musiałam czekać. Po kolejnych 3 dniach znowu zawitałam na tym samym oddziale. Nikt nie wiedział co się dzieje. Łożysko się nie odkleja, krwiaka nie ma. Skąd ten krwotok?  Nikt nawet nie szukał przyczyny. Słyszałam tylko że nikt nie wie od czego się tak dzieje, nawet głupiego badania krwi na morfologie mi nie zrobili. Przecież nie opłacało się bo nie dostawali za mnie pieniędzy. Poroni to poroni, dla nich kolejny przypadek jakich wiele.

Po wyjściu ze szpitala zdecydowałam się na zmianę lekarza prowadzącego. Mój poprzedni lekarz wyśmiał moje podejrzenia i powiedział że zamiast wymyślać mogę iść sobie do wróżki.
Dostałam namiary na Panią doktor w Poznaniu. Tylko i wyłącznie dzięki niej Antosia i Marysia są dziś z nami.
Żeby małe mogły być dziś z nami łykałam po 15 tabletek dziennie.  Więcej czasu spędzałam w łóżku niż na nogach. Ne było mi dane cieszyć się ciążą jak innym kobietom.  Większość pierwszego trymestru spędziłam w szpitalu, a połowę drugiego przesypiałam. Z jednej strony dobrze bo nie krążyłam myślami wkoło tego wszystkiego. Jak nie spałam wmuszałam w siebie jedzenia, brałam kolejną porcję leków i spałam dalej.

Pierwsze kopniaki- cudowne uczucie. Cieszyłam się z każdego kopniaka niezależnie od tego czy w nerkę, czy w żebro czy pęcherz. Jednak mimo tego że czułam ich obecność jeszcze bardziej pojawiały się wątpliwości. To za mało to za dużo ruchliwe.

I tak żyłam od wizyty lekarskiej do wizyty. 
W pewnym momencie padła decyzja- szpital. Zagrożenie porodem przedwczesnym.  Wgł USG małym brakowało do 2kg. Oby przeczekać do 2kg. Ciągle powtarzałam do brzuszka żeby jeszcze trochę posiedziały, poczekały aż będą gotowe. Ostatnie USG pokazało kilogram różnicy, położenie miednicowe i główkowe drugiego malucha.Moje wyniki nie były za ciekawe. Decyzja: jeśli będzie tak dalej robimy cesarskie cięcie bez czekania na akcję porodową.
Długo nie musiałam czekać, dzień później małe postanowiły same wyjść na świat. Zaczęły się skurcze, ku mojemu zdziwieniu bezbolesne. W 35tyg  zabrano mnie na porodówkę.

Usłyszałam płacz
O godzinie 10:47 na świat przyszła Antosia
2890g, 9pkt appgar

Usłyszałam „no dalej mała”  i nagle krzyk
O godzinie 10:48 na świecie była i Marysia
1760g, 9pkt appgar

Wielka ulga- małe oddychają same

Szybki buziak w główkę i mi je zabrano. Nie przytuliłam ich, popatrzyłam na nie tylko chwilę i pojechały na oddział neonatologiczny.
Sama odpoczywałam po porodzie. Po 6 godzinach przewieziono mnie na oddział położniczy a po 12 godzinach kazano wstać. Najdłuższe i najbardziej bolesne kroki jakie pamiętam.

Rano przywieziono mi Antosie, Marysia w inkubatorze na oddziale opieki ciągłej.  Jak ujrzałam Antosie nie mogłam uwierzyć że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej była w moim brzuszku a teraz jest tu, obok mnie. Mogę ją przytulić i wycałować.
Kiedy przyjechał tata dziewczynek mogłam iść do Marysi. Leżała malutka w inkubatorku i nie mogłam jej przytulić. Stałam i płakałam że dziewczynki musz być rozdzielone, że będę musiała zostawić jedno dziecko w szpitalu a drugie będze w domku z rodziną.

3 tygodnie zostawiałam Tosie w domu z babcią i jechałam do Marysi na kilka godzin. Wracałam do Tosi  a zostawiłam Marysie. Dla żadnej z nich nie byłam na 100%. Ciągle miałam wyrzuty do siebie że tak jest, że muszę zostawiać jedno dziecko bez naszej opieki. W tym czasie Marysia zwiedziła wszystkie oddziały na neonatologii, ale w końcu przyszedł dzień kiedy mogliśmy zabrać ją do domu.

23września byliśmy już całą czwórką razem. W końcu poczułam że już mi nic więcej nie brakuje, że jesteśmy w komplecie. Byłam napełniona miłością po brzegi.  I tak jest do dzisiaj.
Co dzień mogę patrzeć na uśmichy moich córek- na dzień dobry i na dobranoc. One dają mi dużo siły kiedy przychodzą gorsze dni.

Jak się zmieniło moje życie przez ten rok?
Nauczylam się walczyć i wierzyć w to że będzie dobrze. Walczyłam o każdy gram dziewczynek, każdy dzień żeby pomieszkały dłużej w moim brzuszku.
Nauczyłam się  cieszyć z każdego dnia, nawet jeśli wiszą chmury.
Nauczyłam się doceniać pracę moich rodziców.
Poznałam co to znaczy miłość matki do dziecka i że w jednej chwili bez wahania oddałabym życie za swoje dzieci.
Dzieci wywróciły mój świat do góry nogami- na lepsze. Nigdy nie było mi lepiej. Mam rodzinę i mam dla kogo żyć.

Czy coś bym zmieniła gdybym mogła się cofnąć w czasie?
 Zdecydowanie nie. Nie załuję żadnej podjętej decyzji i nie mam zamiaru nic zmieniaćJ

niedziela, 16 lutego 2014

Montessori

Czego dziecko nie jest w stanie samo zrobić, musimy mu to dokładnie pokazać. Nie możemy dawać zbytecznej pomocy, ale też nie zaniechamy tej koniecznej.
                                                                           Pädagogische Leitsätze. Aus Schriften und Vortragen
                                                     dr. Maria Montessori „Montessori-Werkbrief”

Pedagogika Montessori jest nauką którą chcę się kierować wychowując własne dzieci. Pracując przez jakiś czas w montessoriańskim przedszkolu nauczyłam się wiele ciekawych rzeczy odnośnie dzieci i tego że nie trzeba wbijać dzieciom wiedzy w ten sposób jaki robi się to w szkołach czy w zwykłych przedszkolach.

Program Ministerstwa Edukacji każe nam nauczycielom gonić z materiałem, nie zwracając uwagi że sposób w jaki uczymy ( mówię w tym przypadku o nauczaniu języka angielskiego ) nie jest trafnym sposobem. Uczniowie siedzą z nosami w książce i wałkują ćwiczenia jedno po drugim przez całe 45 min. Od czasu do czasu ktoś o coś się zapyta i uzyska odpowiedz. Jednak w prawdziwym życiu gdy spotkamy się z obcokrajowcem raczej nie usiądziemy z nim i nie będziemy rozwiązywać ćwiczeń lecz postawimy na komunikacje. I na to powinno nasze wspaniałe ministerstwo postawić jeśli chodzi o naukę języków obcych. Z materiałem jedzie się do przodu nie zwracając uwagi na to że ktoś potrzebuję więcej czasu n przyswojenie nowych informacji. 

Co te kilka powyższych zdań ma wspólnego z pedagogiką montessori? A to że ucząc dziecko powinno się zwrócić uwagę iż każdy człowiek ma swoje tempo przyswajania informacji Metoda montessori pozwala dziecku przyswajać informacje w takim tempie jakie narzuca sobie dziecko, nie nauczyciel. Nie narzuca nic dziecku tylko pozwala mu kierować samym sobą i odkrywać samego siebie.

Tego chce dla moich dzieci. Nie chcę ich zamykać w sztywnym programie narzuconym przez kogoś. Chce aby same odkrywały siebie, same uczyły się w swoim tempie i dokonywały wolnych wyborów jeśli chodzi o kształtowanie siebie.



środa, 12 lutego 2014

Dzień z życia bliźniaka

Aj ostatnio się dzieje. Kto ma dzieci ten wie ile taki maluch potrafi zająć czasu i pochłonąć energii- no to teraz pomnóżmy to razy dwa :) Ostatnio też kot przegryzł ładowarkę od komputera (już powoli bateria się kończy) i oszczędzam ile mogę ;)
Dziś zaczęliśmy dzień z uśmiechem na twarzy. Małe coraz dłużej spią, a co za tym idzie ja sama się wysypiam :) 
Potem było troszkę gorzej bo jadąc na zakupy wózek (znowu) nie chciał się złożyć. Na siłę się udało ;)
No to zaczynamy. Zwiedziłyśmy w trójkę 5 sklepów okupując się  obiadkami, pampersami i innymi rzeczami potrzebnymi do życia:) 

Taki babski wypad:) 
Oczywiście żeby nie było tak kolorowo Tosi przestało podobać się że leży w wózku no i koniec końców wylądowałyśmy u babci w pracy i tam małe zostały na trochę a ja dokończyła zakupy:)

W domku trochę wariacji i pyszny obiadek. Dziewczynki wzorowo jedzą wszystko to co mama im daje i nie wybrzydzają ! 

Coraz częściej zastanawiam się nad kupieniem ekspresu do mleczka i ostatnio już miałam kupić za namową tatusia Marysi i Antosi ale na razie się wstrzymałam z zakupem i nadal myślę czy aby faktycznie jest to konieczność.

Teraz małe grzecznie śpią a ja mam chwile wytchnienia :)

Pozdrawiamy:)                                          




sobota, 1 lutego 2014

Jak pomóc dzieciom dbać o porządek w swoim pokoju.

 Dzieci od urodzenia do wieku ok. 4,5 lat są bardzo wrażliwe na porządek. Gdy nasz 
dom jest dobrze zorganizowany i uporządkowany, dzieci czują się w nim dobrze. 
Ich świat jest przewidywalny. Wiedzą, gdzie mogą znaleźć ważne dla nich rzeczy. 
Uczą się je odkładać na to samo miejsce. 
Jak przygotować przewidywalne otoczenie? Jak sprawić, by dzieci dobrze się czuły 
w swoim pokoju i potrafiły utrzymać w nim porządek? 
Przede wszystkim zadbajmy o to, by ilość rzeczy w pokoju dziecka nie była zbyt 
duża. Starannie wybierajmy zabawki, książki i ubrania, które znajdą się w jego 
pokoju. Co jakiś czas warto zrobić przegląd i spakować te ubrania, które są już 
nieużywane – za małe, zniszczone bądź niepasujące do danej pory roku. To samo 
możemy robić z zabawkami – zmieniać co jakiś czas, zabierać te, które się już 
znudziły bądź są już nieadekwatne do wieku dziecka. 
Urządzając pokój dziecięcy starajmy się, aby nie tylko był ładny, ale również sprzyjał 
rozwojowi samodzielności naszego dziecka. Będzie tak, jeśli zadbamy o to, żeby 
dziecko miało łatwy dostęp do wszystkich swoich rzeczy – także ubrań. Niska szafka 
z półkami, z możliwością zawieszenia nisko wieszaków z ubrankami, koszyczki 
na skarpetki, bieliznę i inne poskładane części garderoby pozwolą dziecku 
na samodzielność. Dziecko biorąc z nas przykład nauczy się segregować ubrania, 
składać je a z czasem również używać wieszaków. 
Zabawki warto trzymać posegregowane w koszyczkach bądź pudełkach, na niskich 
półkach, tak by były łatwo dostępne dla dziecka. Zrezygnujmy z kosza na zabawki, 
taki kosz jest niepraktyczny. Po pierwsze trudno jest w nim odnaleźć to, czego akurat 
potrzebujemy, po drugie nie zachęca do starannego odkładania zabawek na miejsce 
i dbania o nie, służy wręcz do wrzucania zabawek do środka, co często sprawia, 
że zabawki się niszczą. 
Wprowadźmy zasadę, że po skończonej zabawie zabawki wracają na swoje miejsce. 
Zachęćmy do sprzątania własnym przykładem. Jeśli widzimy, że dziecko 
ma trudności ze sprzątaniem, pomóżmy mu w tym. Potem zastanówmy się, skąd  
 biorą się te trudności. Może sto klocków dla naszego dziecka to w tej chwili za dużo 
do posprzątania? Może warto zmniejszyć ilość klocków dostępnych do zabawy? 
Zasada, że lepiej mniej niż więcej zabawek nie tylko ułatwia dzieciom utrzymanie 
porządku, ale również wpływa na jakość zabawy. Dziecko nie jest przytłoczone 
możliwościami wyboru i może dłużej zająć się jedną zabawą, co sprzyja rozwojowi 
koncentracji. 


środa, 22 stycznia 2014

Wolność i dyscyplina

Dyscyplina i wolność niemal zawsze uważane są za przeciwieństwa. Dyscyplina oznacza 
kontrolę, wolność natomiast to brak jakiejkolwiek kontroli. Jednakże w otoczeniu Montessori 
pojęcia te uzupełniają się i postrzegane są jako dwie strony medalu. Aby to wyjaśnić musimy 
zacząć od definicji obu słów według Marii Montessori. 

Definicja dyscypliny według Marii Montessori 
Według Marii Montessori dziecko przyjmuje istniejące zasady jako swoje, przez co czuje, 
że jest odpowiedzialne za swoje czyny. Jest to aktywna dyscyplina osiągana, gdy dziecko 
jest „panem samego siebie i kiedy może w konsekwencji kontrolować się, aby 
przestrzegać zasad życia.” Definicja Montessori może być zastąpiona takimi pojęciami jak 
samodyscyplina lub samokontrola. Każde dziecko posiada wewnętrzną dyscyplinę, rozwijaną 
dzięki wolności w otoczeniu Montessori, a rolą nauczyciela jest pomoc w jej rozwijaniu 
poprzez zajęcia odpowiadające ich wewnętrznym potrzebom, ponieważ „pierwsze objawy 
dyscypliny mają swoje źródło w pracy”. 

Definicja wolności według Marii Montessori 
Bardzo często ludzie myślą o wolności jako o „robieniu tego co się chce”. Jednak 
w otoczeniu Montessori jest tak, jak powiedział pewien mały chłopiec: „to nie jest tak, 
że robimy to co chcemy – my chcemy tego, co tu robimy”. Prawdziwa wolność 
nie może istnieć bowiem bez samodyscypliny i rozwoju umiejętności samodzielnego 
myślenia oraz działania. Dziecko i wychowawca pracują wspólnie, aby zbudować 
społeczność. Dziecko uczy się przestrzegania zasad, ale ma możliwość wyboru zajęcia. 
Wynikiem tej wolności jest samodyscyplina, koncentracja, indywidualność i umiejętność 
nawiązywania kontaktów społecznych. 
„Dziecko nie wykonuje ćwiczenia, ponieważ sprawia mu to przyjemność – ono 
znajduje przyjemność w zadaniu, które decyduje się wykonać.” Zadanie staje się 
dla dziecka taką radością, że zapomina ono o sobie i nawet materialne nagrody nie mają 
na nie wpływu. Dziecko, które samo wybierze sobie pracę wykonuje ją kilkakrotnie bez 
poczucia frustracji. Jest zaabsorbowane samodyscypliną i kiedy w końcu uda mu się 
wykonać ćwiczenie uśmiechnie się radośnie. Dziecko posiadające ten rodzaj wolności nie 
tylko samodzielnie wybiera, ale również jest posłuszne swoim wewnętrznym wskazówkom. 
Według Marii Montessori dziecko „podąża długą i wąską drogą do perfekcji i staje się 
panem własnego domu”. 


Dyscyplina i wolność jako dwie strony medalu 
„Bycie wolnym oznacza umiejętność samokontroli (samodyscypliny)”. Dziecko nie traci czasu 
na bezcelowe zajęcia i nie jest przez nie pobudzane. Zamiast tego samodzielnie wybiera 
sobie pracę, która mu się podoba i jest na tyle skoncentrowane, że inne bodźce pozostają 
niezauważone. Kiedy zaangażuje się w wykonywane przez siebie zadanie pojawia się 
dyscyplina. 
E.M. Standing w swojej książce „Maria Montessori – jej życie i praca” sugeruje, że 
prawdziwa wolność wyboru połączona jest z możliwością myślenia i rozumowania, ponieważ 
każdy akt wyboru poprzedzany jest przez aktywność intelektualną, czyli ocenę. Myśląc 
o dziecku, które każdą czynność poprzedza przemyśleniem i oceną opisalibyśmy je jako 
dziecko zdyscyplinowane. Według Standing dziecko zdyscyplinowane to również dziecko 
mające wolność wyboru. 
Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że wolność jest niezbędna do osiągnięcia 
prawdziwego posłuszeństwa. Jest to jednak „dobrowolne posłuszeństwo”, które jest 
wybrane przez dziecko, a nie narzucone. Wola i posłuszeństwo idą razem ręka w rękę, 
umiejętność bycia posłusznym zależy od rozwoju u dziecka siły woli. Dlatego musimy 
wzmacniać wolę dziecka, aby mogło być posłuszne i kontrolować się, czyli osiągnąć 
samodyscyplinę. 

Dyscyplina i wolność w otoczeniu Montessori 
Maria Montessori opisała swoją klasę słowami: „Pomimo swobodnego zachowania 
dzieci sprawiały wrażenie niezwykle zdyscyplinowanych”. Ten rodzaj dyscypliny 
można osiągnąć dzięki odpowiednio przygotowanemu otoczeniu, które zawiera jednak 
pewne ograniczenia tzn. zachęca ono tylko do dobrych zajęć, ponieważ prowadzą one 
do porządku, harmonii, samorozwoju i dyscypliny. W tak przygotowanym otoczeniu 
nauczyciele są tylko biernymi obserwatorami, którzy dostarczają odpowiednich materiałów. 
Fakt, że dziecko dokonuje samodzielnego wyboru zadania pozwala na samodzielną naukę 
i przynosi satysfakcję. Dzieci odgrywają ważną rolę w wyborze materiałów, ponieważ nawet 
dobrze przygotowane materiały zostaną usunięte z otoczenia, jeżeli nie są wybierane 
przez dzieci. 
Wolność dziecka powinna być ograniczona jedynie przez wspólne dobro, jego formą jest to 
co nazywamy dobrym wychowaniem. Dziecko samo wybiera zajęcia, jednak kiedy jego 
zachowanie zaczyna szkodzić lub obrażać innych, zostanie powstrzymane. 

Podstawowe ograniczenia 
Mały Marcin potrafił wycinać nożyczkami wzdłuż linii, ale pewnego dnia postanowił obciąć 
nożyczkami włosy kolegi. Widząc to nauczycielka natychmiast zainterweniowała, 
powstrzymując go. Maria Montessori twierdziła również: „Nigdy nie dawajmy dzieciom 
narzędzi dopóki nie są gotowe ich używać”. Nieodpowiednie użycie nożyczek przez Marcina 
nie prowadziłoby do rozwoju, dlatego należało to działanie powstrzymać. Nauczyciel  
 Montessori pokazuje dziecku jak używać materiałów zanim dziecko wybierze zadanie. 
W ten sposób nauczyciel daje dziecku wolność. Dziecko wykonuje ćwiczenie wykorzystując 
własne umiejętności, po zakończeniu zadania pokazuje je wychowawcy i pyta czy dobrze 
zostało wykonane. W tym momencie nauczyciel powinien zachęcić dziecko do pracy 
samodzielnej, w harmonii wolności i dyscypliny. „Dziecko nie chce, aby mu mówić co 
robić, albo jak to robić – broni się przed taką pomocą”. Wybór i wykonanie jakiejś 
czynności są bowiem prawem i zwycięstwem wolnej duszy. 
Dwu i pół letni Tomek zawsze wybiera ćwiczenia nalewania i wykonuje je raz po raz, nigdy 
się nie męcząc. Nie byłby w stanie wyjaśnić dlaczego wybiera to zadanie, ale jego wybór 
wyjaśnia nam jego potrzeby. W tym konkretnym momencie życia potrzebuje bowiem lepszej 
koordynacji rąk, aby przygotować się do prac, które pojawią się później. W swoim 
postępowaniu kieruje się wewnętrznym rozsądkiem, dlatego im więcej otrzyma wolności tym 
bardziej stanie się wrażliwy na swoje wewnętrzne potrzeby. Wykonując pracę Tomek, 
zamiast tracić siły na bezsensowne zajęcia, zaspakaja swoje potrzeby, dzięki którym się 
rozwija. A według Marii Montessori „prawdziwa wolność jest konsekwencją rozwoju”. 
Może to jednak nastąpić w odpowiednio przygotowanym otoczeniu z koniecznymi 
ograniczeniami. Nauczyciel Montessori wie jak radzić sobie z dziećmi, które zachowują się 
nieodpowiednio. Zamiast je karcić proponuje im inne zajęcia. Pozwala to dziecku na dalszą 
harmonijną pracę. Nauczyciel zachęca dziecko do dokonywania własnych wyborów i w ten 
sposób pozostawia mu wolność. Dziecko wykorzystuje wolność i wskazówki wewnętrznej 
dyscypliny do dokończenia wybranego zadania. Będzie usatysfakcjonowane i zadowolone. 
Na koniec warto jeszcze przytoczyć słowa Marii Montessori: „Pozostawmy dziecku 
wolność rozwoju w granicach dobra i obserwujmy rozwój tego wewnętrznego 
życia. Wolność i dyscyplina to bowiem dwie rzeczy, które zawsze występują razem, 
ponieważ są aspektami tej samej rzeczy i jeśli w grupie brakuje dyscypliny musi istnieć jakiś 
problem z wolnością”. 
Dyscyplina i wolność wydają się rozwiązywać problem, który dotąd wydawał się 
nierozwiązywalny. Odpowiedz leży w uzyskiwaniu dyscypliny poprzez pozostawienie 
wolności. Dzieci, które w sposób wolny wybierają swoją pracę, są zaangażowane każde we 
własne zadanie, jednak wszystkie należą do jednej grupy i sprawiają wrażenie doskonałej 
dyscypliny. 


Bibliografia: 
 „Chłonny umysł” Maria Montessori 
„Odkrycie dziecka” Maria Montessori 
„Metoda Montessori” Maria Montessori 
„Sekret dzieciństwa” Maria Montessori 
„Maria Montessori: jej życie i praca” E.M. Standing 
„Montessori dzisiaj” Paula Polk Lillard