wtorek, 18 lutego 2014

Jeden rok- a zmieniło się tak wiele

Rok.

Minął dokładnie rok od momentu gdy na ekranie USG ujrzałam dwa małe bijące serduszka. Był to dla mnie jednocześnie najwspanialszy jak i  pełen obaw widok. Czy damy sobie radę z dwójką maluchów? Jak to teraz będzie? Jako mama jednego aniołka byłam pełna obaw czy się uda. Stres towarzyszył mi do ostatniego dnia ciąży. Aż do 3go września do godziny 10:48 gdy urodziła się moja druga córeczka Marysia i wiedziałam że wszystko wporządku. 

Jak zmieniło się moje życie w przeciągu tego ostatniego roku?
Może wrócę do momentu gdy pełna obaw siedziałam przed gabinetem lekarskim czekając na USG i słowa  „gratuluję, tu jest dzidziuś, tu bijące serduszko”. Gdy zamiast jednego serduszka ujrzałam dwa rozpłakałam się . Ze szczęścia i ze strachu bo nie wiedziałam co teraz będzie. Jak zareagowała rodzina? Wszyscy się cieszyli ale też byli zaskoczeni że to będą bliźniaki.

Po dwóch tygodniach po raz pierwszy trafiłam do szpitala w miejscowości w której mieszkam na oddział ginekologiczny z obawą że coś może się stać moim dwóm serduszkom. Po 3 dniach zostałam wypisana do domu. Miałam brać leki na podtrzymanie, leżeć  a na wypisie było napisane „poronienie zagrażające”. Do tego lekarz który mnie przyjmował jak się później okazało źle zmierzył moje maleństwa i żyłam w stresie że nie urosły odpowiednio, że coś się dzieje.

Długo nie zagrzałam miejsca w domu. Po 3dniach kolejna wizyta na izbie przyjęć, ten sam lekarz przyjmujący rzuca hasłem „co wypisała się Pani na własne życzenie?” Odpowiadam że nie, że wypisał mnie ordynator. Tego samego dnia wieczorem miałam wizytę ordynatora który krzyczał na mnie że wróciłam tak szybko na oddział i nie dostaną za mnie pieniędzy z NFZ, że listy będą musieli pisać. To co miałam robić? Siedzieć w domu  czekać aż się coś stanie?  Po tygodniu zostałam wysłana do domu, z tymi samymi lekami, z zaleceniem że mam wrócić dopiero w razie krwotoku.

Długo na 3 wizytę w szpitalu nie musiałam czekać. Po kolejnych 3 dniach znowu zawitałam na tym samym oddziale. Nikt nie wiedział co się dzieje. Łożysko się nie odkleja, krwiaka nie ma. Skąd ten krwotok?  Nikt nawet nie szukał przyczyny. Słyszałam tylko że nikt nie wie od czego się tak dzieje, nawet głupiego badania krwi na morfologie mi nie zrobili. Przecież nie opłacało się bo nie dostawali za mnie pieniędzy. Poroni to poroni, dla nich kolejny przypadek jakich wiele.

Po wyjściu ze szpitala zdecydowałam się na zmianę lekarza prowadzącego. Mój poprzedni lekarz wyśmiał moje podejrzenia i powiedział że zamiast wymyślać mogę iść sobie do wróżki.
Dostałam namiary na Panią doktor w Poznaniu. Tylko i wyłącznie dzięki niej Antosia i Marysia są dziś z nami.
Żeby małe mogły być dziś z nami łykałam po 15 tabletek dziennie.  Więcej czasu spędzałam w łóżku niż na nogach. Ne było mi dane cieszyć się ciążą jak innym kobietom.  Większość pierwszego trymestru spędziłam w szpitalu, a połowę drugiego przesypiałam. Z jednej strony dobrze bo nie krążyłam myślami wkoło tego wszystkiego. Jak nie spałam wmuszałam w siebie jedzenia, brałam kolejną porcję leków i spałam dalej.

Pierwsze kopniaki- cudowne uczucie. Cieszyłam się z każdego kopniaka niezależnie od tego czy w nerkę, czy w żebro czy pęcherz. Jednak mimo tego że czułam ich obecność jeszcze bardziej pojawiały się wątpliwości. To za mało to za dużo ruchliwe.

I tak żyłam od wizyty lekarskiej do wizyty. 
W pewnym momencie padła decyzja- szpital. Zagrożenie porodem przedwczesnym.  Wgł USG małym brakowało do 2kg. Oby przeczekać do 2kg. Ciągle powtarzałam do brzuszka żeby jeszcze trochę posiedziały, poczekały aż będą gotowe. Ostatnie USG pokazało kilogram różnicy, położenie miednicowe i główkowe drugiego malucha.Moje wyniki nie były za ciekawe. Decyzja: jeśli będzie tak dalej robimy cesarskie cięcie bez czekania na akcję porodową.
Długo nie musiałam czekać, dzień później małe postanowiły same wyjść na świat. Zaczęły się skurcze, ku mojemu zdziwieniu bezbolesne. W 35tyg  zabrano mnie na porodówkę.

Usłyszałam płacz
O godzinie 10:47 na świat przyszła Antosia
2890g, 9pkt appgar

Usłyszałam „no dalej mała”  i nagle krzyk
O godzinie 10:48 na świecie była i Marysia
1760g, 9pkt appgar

Wielka ulga- małe oddychają same

Szybki buziak w główkę i mi je zabrano. Nie przytuliłam ich, popatrzyłam na nie tylko chwilę i pojechały na oddział neonatologiczny.
Sama odpoczywałam po porodzie. Po 6 godzinach przewieziono mnie na oddział położniczy a po 12 godzinach kazano wstać. Najdłuższe i najbardziej bolesne kroki jakie pamiętam.

Rano przywieziono mi Antosie, Marysia w inkubatorze na oddziale opieki ciągłej.  Jak ujrzałam Antosie nie mogłam uwierzyć że jeszcze kilkanaście godzin wcześniej była w moim brzuszku a teraz jest tu, obok mnie. Mogę ją przytulić i wycałować.
Kiedy przyjechał tata dziewczynek mogłam iść do Marysi. Leżała malutka w inkubatorku i nie mogłam jej przytulić. Stałam i płakałam że dziewczynki musz być rozdzielone, że będę musiała zostawić jedno dziecko w szpitalu a drugie będze w domku z rodziną.

3 tygodnie zostawiałam Tosie w domu z babcią i jechałam do Marysi na kilka godzin. Wracałam do Tosi  a zostawiłam Marysie. Dla żadnej z nich nie byłam na 100%. Ciągle miałam wyrzuty do siebie że tak jest, że muszę zostawiać jedno dziecko bez naszej opieki. W tym czasie Marysia zwiedziła wszystkie oddziały na neonatologii, ale w końcu przyszedł dzień kiedy mogliśmy zabrać ją do domu.

23września byliśmy już całą czwórką razem. W końcu poczułam że już mi nic więcej nie brakuje, że jesteśmy w komplecie. Byłam napełniona miłością po brzegi.  I tak jest do dzisiaj.
Co dzień mogę patrzeć na uśmichy moich córek- na dzień dobry i na dobranoc. One dają mi dużo siły kiedy przychodzą gorsze dni.

Jak się zmieniło moje życie przez ten rok?
Nauczylam się walczyć i wierzyć w to że będzie dobrze. Walczyłam o każdy gram dziewczynek, każdy dzień żeby pomieszkały dłużej w moim brzuszku.
Nauczyłam się  cieszyć z każdego dnia, nawet jeśli wiszą chmury.
Nauczyłam się doceniać pracę moich rodziców.
Poznałam co to znaczy miłość matki do dziecka i że w jednej chwili bez wahania oddałabym życie za swoje dzieci.
Dzieci wywróciły mój świat do góry nogami- na lepsze. Nigdy nie było mi lepiej. Mam rodzinę i mam dla kogo żyć.

Czy coś bym zmieniła gdybym mogła się cofnąć w czasie?
 Zdecydowanie nie. Nie załuję żadnej podjętej decyzji i nie mam zamiaru nic zmieniaćJ

2 komentarze:

  1. Pokój 221 zna tyle różnych historii;) Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj tak :) Myślę że ściany tego pokoju znają jeszcze więcej historii niż tylko nasze :)

    OdpowiedzUsuń